Jak to się zaczęło?
– Mamo! Chcę pokazać „Pruszkopiec” całemu światu! Napiszesz?
– Napiszemy razem Synku!
Była jesień. Dni były krótkie i bardzo szybko żegnaliśmy słońce, tym samym witając ciemności. Popołudnia zlewały się z wieczorami i wymagały od nas dużo kreatywności, aby spędzać je w domu ciekawie. Był to ten moment, gdy Alek zaskoczył mnie swoim pomysłem. Był przy tym bardzo zdeterminowany i zdecydowany.
Jako rodzice, razem z Alka tatą byliśmy z bardzo dumnie zarówno z niego jak i z nas samych. Sytuacja ta przypominała taką, gdy gospodarz zbiera swoje wyjątkowo udane plony. Od zawsze bowiem mówiliśmy Alkowi, że w życiu można zrobić wszystko, jeżeli tylko się tego bardzo chce i podejmie się działanie. Marzenia są od tego, żeby je spełniać, a nie trzymać w szufladzie. Dlatego też jako „matka wariatka” od razu się zgodziłam, mając jednocześnie świadomość tego, że będzie to wymagało znalezienia również moich „supermocy”. Zarówno do tworzenia jak i pokonywania demonów, bo przecież my dorośli jesteśmy przez nie notorycznie atakowani. Postawiłam także warunek Synowi – zrobimy to od początku do końca razem, co przyjął z ogromną radością w sekundę. W pomyśle wsparł nas oczywiście tata Alka, który od razu zapytał jaką rolę dla niego znajdziemy w naszym wspólnym projekcie i od tamtej chwili zajmuje się częścią techniczną i formalną, uczestniczy twórczo w tworzeniu ilustracji oraz zaraz po Alku jest pierwszym recenzentem.
Drugim krokiem była prośba do syna o tydzień na „poobracanie tematem w rękach”, obejrzenie go z każdej strony, pewne ustrukturyzowanie i powrót do rozmowy. Tak się stało! Po siedmiu dniach usiedliśmy na kanapie, zrobiliśmy intensywną burzę mózgów, gotowy plan, a wszystko okrasiliśmy mnóstwem zapału. Pozostało tylko pokonać moje demony…
Co można zrobić z potworami, które szepczą do ucha o tym, że od wielu lat nie pisałam tego typu tekstów, że będą one poddane ocenie, że nie raz się pewnie potknę, że będzie to wymagało wiele wysiłku i czasu…? Można je po prostu oswoić. Ba! Można nadać im imiona i zacząć „wyprowadzać na spacer”. Gdy coś w życiu zmieniamy, startujemy w punkcie „zero”, uczymy się czegoś nowego nigdy nie jest nam wygodnie i właśnie z tego dyskomfortu warto czerpać jak najwięcej. Tak też zaczęła się nasza pisarska przygoda i tak z początkiem nowego roku zrodził się oficjalnie „Marsowie” w ramach „Marsowie to my!”, przed którymi kilka ważnych zadań, w tym to najważniejsze: Pokazać „Pruszkopiec” całemu światu!